JOKER
Jego twarz, każdy jej grymas, spojrzenie oczu mówiło wszystko. W jednej postaci zobaczyłam człowieka potwornie zmęczonego, zniechęconego i poniżonego jednak wciąż walczącego.
Potem powoli ta twarz zaczęła przybierać dziki wyraz, a w oczach pojawiał się obłęd. Szaleńczy, przerażający śmiech wywoływał ciarki na skórze. Przez chwilę zastanawiałam się czy Joaquin Phoenix zdołał wyjść z tej roli, bo tak przekonującej gry aktorskiej jeszcze nie widziałam.
Główny bohater, Arthur Fleck, to mieszkaniec Gotham City,
który pracuje jako klaun i sądząc po mieszkaniu, do którego wraca, zarabia
marnie. Każdy wieczór spędza w podobny sposób: opiekuje się chorą matką i
ogląda wraz z nią program rozrywkowy prowadzony przez Murraya Frnaklina. Arthur
marzy o tym, żeby kiedyś znaleźć się u niego jako gość. Niestety jego marzenie
wkrótce się spełni, niestety dla Murraya…Żeby zrozumieć dalszy ciąg wypadków
trzeba wiedzieć, że Arthur leczy się od czasu wyjścia z zakładu
psychiatrycznego i bierze kilka rodzajów mocnych leków. Recepty jednak się kończą
wraz z przymusowym końcem terapii. Jego szaleństwo przybiera wtedy na sile, a od momentu, kiedy
bohater chwyta w dłoń rewolwer, nic go już nie powstrzyma.
Fabuła nie nastręczała trudności w przewidzeniu co się stać
musi, choć muszę przyznać, że nie do końca udało mi się odgadnąć co jest
rzeczywistością, a co wytworem chorego umysłu Arthura. Film wciąga, ogląda się
go bez znudzenia; ja cały czas czułam się zahipnotyzowana grą Joaquin Phoenix, a
za najlepszą scenę uważam taniec Jokera na schodach. Poza tym niesamowite
wrażenie zrobiło na mnie miasto. Mrok, beznadzieja i rozpacz, a później walka
wszystkich klaunów przeciwko elicie władzy dopełniło obrazu szaleństwa i rozpaczy
samotnego, skrzywdzonego człowieka, który odpowiada na to samym złem.
Komentarze
Ukazuje nam klasyczny przykład psychopaty, którego portret psychologiczny jest niesamowity.