URODZINY, WERONIKA MUREK
Najwłaściwszym określeniem jakie przychodzi mi do głowy w
opisywaniu tej książki jest przygnębienie. I to wcale nie oznacza, że ta powieść
jest zła, ale odkąd zaczęłam biec za główną bohaterką, na naszej drodze co rusz
potykałyśmy się o inne kamienie.
Jaga Babażyna to aktorka teatralna, której kariera zaczyna
się gwałtownie kurczyć. Coraz starsza i coraz mnie niezawodna, zaczyna
odchodzić w cień. Choć stara się kurczowo trzymać sceny, jej szanse na wielkie
role topnieją z każdą pomyłką na próbie. Zmuszona do ciągłego biegu i
wyszukiwania pracy, godzi się na najgorsze nawet warunki. Ani konfrontacja z
młodszą aktorką, ani ze starszą przyjaciółką nie służą poprawie nastroju bohaterki.
Przy pierwszej czuje się gorsza i nieważna, przy drugiej zdaje sobie sprawę ze
zmarnowanych szans i straconej młodości.
Jaga Babażyna jest zmęczona nie tylko światem teatru, ale
też życiem prywatnym, w którym nie spełniła się zarówno jako żona , od której odszedł mąż ani jako matka, którą nie zdążyła ( i nie chciała) zostać. Dojrzałą
Jagę zaczynają nawiedzać wizje nieznajomej rodziny, Mężczyzna i dwoje dzieci
wchodzą do świata tej udręczonej kobiety i mimo wielu jej wysiłków, nie chcą go
opuścić… .
Powieść Weroniki Murek jest niesamowicie gęsta. Pękata,
zawikłana, pełna retrospekcji i nieustannego przenikania jawy ze snem.
Zanurzona w polskiej szarzyźnie, gdzie aktorstwo stawia się na tekturze w
błocie, a kobiety znaczą zawsze mniej, mimo iż wymaga się od nich więcej.
Podobała mi się taka odsłona pisarska Weroniki Murek. Na
pewno nadal będę śledzić jej twórczość.
Komentarze