SPALENI W OGNIU, JAUME CABRE

 


Spaleni w ogniu to najnowsza powieść mojego ulubionego, katalońskiego pisarza Jaume Cabre. Mając w głowie wszystkie poprzednie dzieła tego autora, ciężko mi się odnieść do ostatniej pozycji. Dzieje się tak z kilku powodów.

Po pierwsze, jest to utwór zaskakująco mały w porównaniu z poprzednimi powieściami. Spalonych w ogniu można by przeczytać właściwie w jeden wieczór, co jest niezwykłe w twórczości tego autora piszącego z rozmachem, wielowątkowe opowieści.

Druga sprawa to przeplatanie wątków. Pisarstwo Cabre rozpoznaje się po tym, że autor przechodzi z jednej historii do drugiej i to naprawdę BARDZO płynnie. Jest to coś, co wielu czytelników do Cabre zraziło i przez co jego książek nie czytają. Mnie te zabiegi też początkowo wybijały z rytmu, ale z czasem je polubiłam i odczytuję je jako ukazanie równoczesności zdarzeń. Jednak w najnowszej powieści jest trochę inaczej, bo spotykamy się z równoczesnością historii chłopaka Ismaela i … dzika! W powieści wygląda to tak,  że jeden akapit opowiada historię Barcelończyka, a w następnym, na tej samej stronie, jesteśmy już w lesie z małym Warchlaczkiem i podążamy za jego filozoficznymi przemyśleniami. 

To było naprawdę dziwne.

I po trzecie: nie wiem czy jest to jego najlepsza czy najgorsza powieść?

Zacznijmy jednak od tego, że główny bohater - Ismael jest człowiekiem od początku bardzo samotnym, zarówno w dzieciństwie jak i w dorosłym życiu. Kiedy był małym chłopcem, umarła mu matka, a wychowaniem zajął się ojciec. Niestety nie potrafił on poradzić sobie z żalem za żoną, źle traktował Ismaela, przejawiał zaburzenia psychiczne i w końcu zamknięto go w zakładzie psychiatrycznym. Chłopak po tych strasznych wydarzeniach trafił w końcu na dobrych ludzi i dobrą literaturę, która dała mu największe ukojenie. Mimo to cały czas był sam, aż do momentu kiedy w przypadkowym sklepie spotkał swoją przyjaciółkę z dzieciństwa. Ich relacja zaczynała się powoli zacieśniać, kiedy na drodze bohatera pojawił się kolega ze studiów i namówił go by wsiadł do jego samochodu. Wkrótce oboje mają wypadek, na skutek którego Ismael traci pamięć… .

I w tym momencie akcja gwałtownie się zmienia z tkliwej historii w zagadkowy kryminał (przeplatany losem małego dzika Warchlaczka).

Więcej zdradzać nie będę, ale historia z kartki na kartkę coraz bardziej się komplikuje i przybiera bardzo nagłe zmiany akcji.

I na tym etapie zaczęły właśnie pojawiać się u mnie wątpliwości, co do odczytania tego tekstu. Z jednej strony wydaje się być on pisany niestarannie, wątki się nagle zmieniają; wkraczają zupełnie nowe postacie, a losy wcześniejszych bohaterów, choć początkowo pieczołowicie opisanych, nagle się urywają. Samo zakończenie powieści jest tak dziwne i niepowdziewane, że ma się ochotę rzucić książką!

Z drugiej strony, gdyby odczytywać tą historię w metaforze przypadkowości ludzkiego losu lub w nawiązaniu do lotu ćmy do światła, to wszystko staje się w tej książce genialne i wtedy chapeau bas dla autora!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

WYSPA TAJEMNIC, MARTIN SCORSESE

1670 - SERIAL

TYLKO ONA ZOSTAŁA, RILEY SAGER