JOHNNY, MACIEJ KRASZEWSKI
To nie jest literacki majstersztyk. To nie epos. To prosta historia
o prostym człowieku, który potrafił wszystko zmienić. Bardzo potrzebna lektura,
zwłaszcza dziś kiedy coraz ciężej nam słuchać księży.
A Jan Kaczkowski był na pewno tym, którego chciałabym
posłuchać. Bo był mądrym i odważnym człowiekiem. Bo jego słowa miały moc i
dawały siłę. Bo wszystko robił na pełnej petardzie! Wystarczy przeczytać
książkę Johnny żeby poczuć jak wiele
można i jak wiele trzeba robić.
Właściwie historia opowiadana jest przez jego wychowanka – Patryka
Galewskiego. Recydywista, diler i narkoman znajduje się w hospicjum
Kaczkowskiego żeby odpracować tam godziny w ramach prac społecznych. Ksiądz
szybko robi na nim wrażenie i co najważniejsze nie skreśla go od razu.
Przyjmuje, pokazuje, uczy i rozmawia. Być może język to było właśnie jedno z
największych jego narzędzi przyciągania ludzi. Cięte riposty, inteligentne żarty,
wreszcie współczesne, a nie średniowieczne tłumaczenie ewangelii. Jan
Kaczkowski nie zasłaniał się wytartymi frazesami, klepanymi na okrągło przez
księży formułkami i zawieszanymi pytaniami retorycznymi. On mówił w sposób
zrozumiały, prosty i nieraz dosadny. Można
by powiedzieć - tłumaczył z biblijnego
na nasze. Oczywiście nie poszerzało mu to grona fanów wśród kolegów po fachu.
Jednak z nimi też sobie radził, co doskonale pokazane zostało w scenie z biskupem,
który nie zgadzał się na budowę hospicjum.
Ale nie byłby Jan dla wielu takim bohaterem, gdyby za
słowami nie szły czyny. Niezmordowany, ciągle na nogach i ciągle z telefonem
przy uchu, a przecież śmiertelnie chory. Stworzył wspaniałe hospicjum, w którym
spełniał ostatnie życzenia swych podopiecznych najlepiej jak potrafił -po
ludzku, z ogromną empatią i zaangażowaniem. Poza tym jeździł i głosił swoje żebracze kazania. Napisał kilka książek,
udzielał wywiadów, podróżował po całym kraju – wszędzie niósł słowa pociechy i
siły, ale nie owijał w bawełnę. Był
szczery i chciał żeby ludzie wiedzieli jak naprawdę można pomóc drugiemu człowiekowi
i jak znosić cierpienie. Również jak pomóc umrzeć.
W szczególny sposób docierał do młodych ludzi. Oni chętnie
go słuchali i śmiali się razem z nim. Był autentyczny, zabawny, wyluzowany i
miał odważne poglądy. W końcu jak wielu znacie księży którzy jeżdżą na
przystanek Woodstock i porywają tam tłumy?
Mówił do nich językiem, który rozumieli i którego tak bardzo
brakuje większości, nie tylko księży, ale też nauczycieli.
Patryka Galewskiego odmienił zupełnie. Wystarczyła chwila
aby złodziej zaprzyjaźnił się z księdzem, niepełna trzy lata aby recydywista
odmienił swoje życie.
Księdza Jana już od dawna z nami nie ma. Ale zostawił nam
swoje książki i mnóstwo materiału na YouTubie. Mamy też powieść Johnny.
Gorąco zachęcam do lektury!
P.S. Dla tych, którzy wolą oglądać niż czytać, polecam film
o tym samym tytule. Równie świetny jak książka z genialną rolą Dawida Ogrodnika.
Komentarze