KOŚCI, KTÓRE NOSISZ W KIESZENI, ŁUKASZ BARYS

 


Trudno mi opisać tę książkę. Nasuwa mi sią na myśl słowo z piosenki Podsiadło (cytowanej zresztą w tej powieści) małomiasteczkowy.

Na kartach tej cienkiej acz szeroko i drobno drukowanej powieści, przyglądamy się życiu nastoletniej Uli. Bohaterka żyje w smutnych i dusznych Pabianicach, w ciasnym mieszkaniu dzielonym z dwójką rodzeństwa, matką i babcią. Poznajemy ją w momencie rozpoczęcia wakacji, które już z góry ocenia jako nudne i smutne, bo spędzone w domu.

Rodzinie się nie przelewa. Wszyscy żyją tylko z emerytury babci i wypłaty matki, pracującej z Biedronce. Dzieci nigdy nie wyjeżdżają na wakacje, a ich jedynymi wycieczkami są tylko te z babcią na stary cmentarz. W domu panuje napięta atmosfera wskutek, co chwilę zmieniających się konkubentów mamy.

Jedynymi radościami w życiu bohaterki jest pies Filip i świat, który sama sobie stwarza i w którym się zanurza.

Ta książka powinna być właściwie bardzo smutna i przytłaczająca. I momentami czuje ten ciężar: ciężar nastoletniej dziewczyny, ubranej w ciuchy z lumpeksów, nie mającej na nic pieniędzy, snującej się między patologicznymi budynkami i przebywającą w patologicznym środowisku. Wyszydzanie w szkole, opieka nad rodzeństwem i ciągłe narzekania matki, a co najgorsze, brak perspektyw, to świat, w którym na pewno trudno chcieć momentami po prostu żyć. A jednak ta książka nie jest w odbiorze traumatyczna i przygniatająca. Wszystko dzięki światom, jakie tworzy sobie Ula i językowi opowieści. Każda przywoływana przez nią historia przywodzi na myśl baśń. To nie jest  zwykłe fantazjowanie dojrzewającej dziewczyny, tu jest coś więcej. Wkraczamy w świat pełen duchów, dziwnych stworów, legend i wizji, opowiedzianych, w kontrze do codzienności,  pięknym, poetyckim językiem.

 A wszystko to zanurzone w głęboko w historię miasta, w losy ludzi, którzy tu kiedyś mieszkali i pracowali. Jednym z takich przykładów niech będzie historia księżniczki, która z powodu swojej brzydoty nocą, wykopanym przez chłopów podziemnym tunelem, chodziła do kościoła, gdzie modliła się o urodę dla siebie.

Albo historie cmentarne, które przychodziły bohaterce do głowy, podczas spacerów z babcią:

O nie, nie, nie. Bogate dzieci nie zamieniały się w aniołki, lecz w kamienie. A takie biedne dzieci to proszę – po śmierci dostawały skrzydła i alby, skakały sobie po gałęziach, wylegiwały się w trawie, pożerały ziarna pszenicy, tańczyły na pogrzebach i urządzały sobie w lesie aniołków cmentarne przedszkole.[1]

Naprawdę trudno określić nastrój tej książki. Losy Uli nie są przecież wesołe: zanurzona do cna w szarym mieście, wychowywana w biedzie i nudzie, jest boleśnie świadoma swoich niedostatków względem rówieśników. Na pewno cierpi. Mimo wszystko, potrafi marzyć i zanurzać się w sobie tylko znane światy.

Ula przypomina mi nieco bohaterkę Wrony Petry Dvořákovej, o której już pisałam. Historia Basi była jednak przerażająca i od samego początku niepokojąca. W książce Barysa nie czuje strachu, nie boję się o jej bohaterkę. Wiem, że sobie poradzi. Nie tylko Ula ale i inne postacie, mimo iż pełne wad opisane w sposób empatyczny. Da się polubić i wiecznie zarobioną matkę, i ciągle obolałą babcię czy wpadającą z plotkami sąsiadkę Wacię.

Serdecznie polecam. Bardzo dobra książka.



[1] Barys Ł., Kości, które nosisz w kieszeni, Wydawnictwo Cyranka, Warszawa 2021, s. 44-45.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

WYSPA TAJEMNIC, MARTIN SCORSESE

1670 - SERIAL

TYLKO ONA ZOSTAŁA, RILEY SAGER