PESTKI, ANNA CIARKOWSKA

 

Książkę czyta się raz-dwa. Jest inna niż te, które do tej pory czytałam. Kadży akapit zaczyna się od zwrócenia uwagi głównej bohaterce, a to przez matkę, a to babkę, a to przyjaciółkę; później od wypowiedzi chłopaków, którzy WŁAŚNIE nie mogą z nią być.

Każda kobieta traktuję ją tak jakby była od niej mądrzejsza. Każda ma ją za dziwaczkę. Z tych mądrości rodzą się historie, od najmłodszych lat naszej bohaterki, przez dorastanie po dorosłość. Widać w nich wyraźnie, że to nie nasza narratorka jest dziwna, ale świat nakazów i zakazów, który osacza i próbuje wtłoczyć w sztywne schematy. Wrażliwość i  inny punkt widzenia nie są tu mile widziane. Toteż nasza bohaterka cierpi od zawsze, a każda mała ranka zadawana kolejno przez babkę, matkę, przyjaciółkę, chłopaków pogłębia się do niebezpiecznych rozmiarów.

To pozycja która, zachwyca językiem i refleksyjnością. Jest tu wiele prawd wypowiedzianych w sposób metaforyczny, a jednocześnie prosty i czytelny dla wszystkich.

Można ją czytać na wielu poziomach: jako powieść o uwikłaniu w rodzinne więzy, jako pamiętnik nieudolnego wychowywania przez kobiety, jako biografię o osobach nadwrażliwych.

Polecam. Naprawdę czyta się jednym tchem.

 Poniżej  zamieszczam kilka cytatów, które mnie szczególnie się spodobały.

·         Samotność nie jest wtedy, kiedy nie masz się do kogo odezwać. Tylko kiedy wiesz, że nikt nie zrozumie tego, co mówisz.

·         Trzeba nas wychować. Okiełznać jak dzikie zwierzę, jak wybujałą roślinność, jak ziemię, która nie chce rodzić i być poddana. I człowieka, i roślinę, i zwierzę łamie się tak samo. Łamie się kręgosłup, łodygę, równik, nadaje się nazwy, daje się kolejność i prawidłowość, konieczność i czas. Nadaje się miejsce, z którego nie może się ruszyć, i uczy się, że tak właśnie jest dobrze. Rośliny przesadza się w donice, kieruje ku światłu, zwierzętom zakłada się uzdę i siodło. Człowieka zaś nazywa się swoim nazwiskiem, daje się mu dom, prawa i obowiązki. I przekonuje się go, że sam nie przeżyje.

Coraz bardziej boję się, że nie przeżyję samotnie. Że umrę z setką psów w starej willi, kręcąc papiloty. Że nie będzie miał mi kto wybijać z głowy głupich pomysłów. Że nie będzie miał mi kto matkować i ojcować. Że w samotności odrodzi się we mnie dzikość, że pewnego dnia puszczę się normalności, od której ostrego brzegu bieleją mi palce. Jak porzucone rośliny wypełzające z rozbitych donic, zwierzęta, które, wiedzione instynktem, podkopują się pod ogrodzeniami. Boję się, że kiedyś zrozumiem, jak to wszystko działa, i najnormalniej w świecie oszaleję.

·         (…) bo dorośli mogą być smutni i nikt nic do tego nie ma. Nikt nie mówi płaczącej mamie, że się mazgai. Nikt nie mówi smutnej babci, że powinna się cieszyć. A może mówi, tylko dzieciństwo tłumi wszystkie odgłosy dochodzące z dorosłości. Gdybyśmy jako dzieci usłyszeli, czym jest dorosłość, nigdy byśmy nie dorośli.

·         Dorosłość miała być tym punktem, w którym zbiega się wspominanie i oczekiwanie, przeszłość i przyszłość, bez przesunięcia, bez poczucia, że jeszcze nie tu i nie teraz, jeszcze trochę i za chwilę. Dorosłość, wydawało nam się, jest wtedy, kiedy odnajdujesz swój środek i powoli suniesz po drodze ziemskiej orbity, zgodnie z uchem wskazówek zegara, z biologią i czasem, zgodnie z tym, jak powinno być. Spotykasz się ze sobą i już wiesz, gdzie jesteś i po co. Kim jesteś. Więc czekasz na tę dorosłość, żeby się zatrzymać i już wiedzieć. A potem okazuje się, że to się wcale nie kończy, że dorosłość polega na czekaniu, aż między już i jeszcze znajdziesz chwile wytchnienia na teraz. Ale teraz nie nadchodzi.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

WYSPA TAJEMNIC, MARTIN SCORSESE

1670 - SERIAL

TYLKO ONA ZOSTAŁA, RILEY SAGER