SONATA KREUTZEROWSKA





Wasilij Pozdnyszew to główny bohater dzieła Sonaty Kreutzerowskiej Lwa Tołstoja, który  podczas jazdy pociągiem opowiada narratorowi historię swojego życia. Poczynając od hulaszczych  lat młodzieńczych, poprzez okres zakochania aż do małżeństwa i życia w tym stanie, kończy swą opowieść na popełnionej zbrodni. Mimo iż utwór jest właściwie monologiem, a główny bohater przeplata swą opowieść ogólnymi refleksjami na temat życia i w psychologiczny sposób analizuje swoje uczucia, dzieło to bardzo dobrze się czyta. Poglądy i opinie  jakie zostały wyrażone są interesujące i dość nowoczesne jak na owe czasy. Z całą pewnością utwór jest przede wszystkim krytyką instytucji małżeństwa, bohater nie wierzy w miłość małżonków, w życie w zgodzie w związku; widzi w nim tylko pozory uczucia i moralności. Przedstawia w jaki sposób małżeństwo już od miesiąca miodowego psuje się i zaczyna być niemożliwe do wytrzymania. Dla mnie jednak utwór był interesujący ze względu na analizę roli i miejsca kobiety w społeczeństwie.
Z tego też powodu poczęstuje Was garścią cytatów, które zaznaczyłam, bo uważałam za ciekawe.
Wpierw o tym, jak to mężczyźni nabywają doświadczeń:

I oto pewnego razu kolega brata, student, wesołek, tak zwany zacny chłop, to jest największy nicpoń, który nauczył nas  i pić, i grać w karty, namówił nas, żeby po pijatyce pojechać tam. No i pojechaliśmy. Brat też był jeszcze niewinny i upadł tejże nocy. I ja, piętnastoletni smarkacz, pokalałem sam siebie i współuczestniczyłem w pokalaniu kobiety, zgoła nie rozumiejąc, co robię. Nie słyszałem przecież od nikogo ze starszych, żeby to, co robiłem było złe.(…) Przeciwnie, słyszałem od ludzi, których szanowałem, że to jest dobre. (…) słyszałem od starszych, że będzie to dobre dla zdrowia; od kolegów natomiast słyszałem, że jest w tym pewna zasługa, junactwo. Tak więc nikt w tym nie widział nic złego, wprost przeciwnie.[1]



To wszystko byłoby nic, lecz Ci sami panowie:

I to siebie tak wspominam, którego koledzy wyśmiewali za tak zwaną niewinność. Cóż się słyszy dopiero o złotej młodzieży, o oficerach, o paryżanach! Ale gdy wszyscy tacy panowie i ja, gdy – bywało – my, trzydziestoletni rozpustnicy, mający na sumieniu setki przeróżnych okropnych przestępstw wobec kobiet, wejdziemy do salonu lub na bal starannie umyci, ogoleni, wyperfumowani, w czystej bieliźnie, we fraku czy mundurze – toż to istne wcielenie czystości, istne cudo![2]

I te istne cuda maszerują później na bal gdzie poznają panny z dobrych domów, które wkrótce poślubiają.
Dalej bohater wyjaśnia nam, że to właśnie fakt, iż kobiety nie mają takich samych praw seksualnych co mężczyźni, że nie decydują o wyborze partnerów, że nie mogą ich używać lub się od nich wstrzymywać według swojej woli stawia je niżej. W tym się przejawia brak równouprawnienia. Kobieta może być tylko obiektem rozkoszy, pożądania i musi chcieć przyciągnąć do siebie jak najwięcej mężczyzn:

Niewola kobiety przecież n tym tylko polega, że mężczyźni chcą z niej korzystać jako z narzędzia rozkoszy i uważają to korzystanie za coś dobrego. No i wyzwalają kobietę, dają jej wszelkie prawa równe męskim, ale w dalszym ciągu widzą w niej narzędzie rozkoszy, tak ją wychowują od dziecka, a potem przy pomocy opinii publicznej. W efekcie jest wciąż tą samą poniżoną, zdeprawowaną niewolnicą, a mężczyzna tym samym zdeprawowanym jej właścicielem.[3]

Jeszcze gorzej jest po ślubie i urodzeniu dzieci:

 


A zatem kobieta ma tylko dwa wyjścia: albo zrobić z siebie potwora, zniszczyć lub niszczyć w sobie w miarę potrzeby zdolności bycia kobietą, to jest matka, aby mężczyzna mógł się delektować spokojnie i stale, albo drugie wyjście, nawet nie wyjście, lecz po prostu ordynarne bezpośrednie pogwałcenie praw natury, które się dokonuje we wszystkich tak zwanych porządnych rodzinach. To mianowicie, że kobieta wbrew swojej naturze musi być jednocześnie i ciężarną, i karmiącą matką, i kochanką, musi być tym, do czego nie zniża się żadne zwierzę.[4]

Na pewno sporo się już zmieniło, na pewno możemy decydować o swoich partnerach i jesteśmy swobodniejsze seksualnie. Ale mimo to czuję, że sprawa wcale nie jest do końca rozwiązana. Słowa Pozdnyszewa moglibyśmy i dzisiaj usłyszeć w pociągu…



[1] L. Tołstoj, Sonata Kreutzerowska, Warszawa: Państwowy Instytut Wydawniczy 1980, s. 24.
[2] Ibidem, s. 27.
[3] Ibidem, s. 62.
[4] Ibidem, s. 56.





Komentarze

Popularne posty z tego bloga

WYSPA TAJEMNIC, MARTIN SCORSESE

1670 - SERIAL

TYLKO ONA ZOSTAŁA, RILEY SAGER