HISZPAŃSKI ROMANS, WODY ALLEN


Albo ja czegoś nie załapałam albo ten film był po prostu banalny. Pomijam fakt, że akcja rozwijała się bardzo powoli i kiedy już w końcu się rozwinęła, toczyła się tak przewidywalnie i prosto, że w końcu zaczęłam podejrzewać, że to specjalny zabieg reżysera. Gra aktorska też niespecjalnie mnie zachwyciła, dialogi, owszem zabawne. Film jest właściwie sztuką o sztuce, dialogiem o nowoczesności i klasyce, czemu służą wstawki z czarno-białego kina oddające umiłowanie głównego bohatera do klasyki. Pojawiają się wielkie nazwiska takie jak Federico Fellini, Dostojewski, Czechow czy Bergman w kontrze do wszystkiego co nowe i gorsze.

Główny bohater to gburowaty Mort Rifkin, który wraz z żoną przyjeżdżają na festiwal filmowy w San Sebastian. On, akademicki wykładowca historii filmu i niespełniony pisarz, wciąż krytykuje współczesne kino i wraca myślami do ulubionych klasyków w dziedzinie filmu i literatury. Ona, dużo młodsza od męża, specjalistka od PR opiekuje się na festiwalu wschodząca gwiazdą kina, młody reżyserem, którego film Mort nie omieszka ośmieszać. 

Oczywiście między młodym reżyserem, a żoną Morta wywiązuje się romans. 

Oczywiście Mort znajduje pocieszenie w młodej lekarce. 

Oczywiście, zostają tylko przyjaciółmi, bo ostatecznie do niczego nie dochodzi.

 Oczywiście Mort rozwodzi się z żoną. 

Oczywiście… no właśnie, wszystko w tym filmie jest oczywiste!

Dla mnie ten film był takim relaksującym aczkolwiek momentami nudnawym filmem przed snem. Nie wywarł na mnie szczególnego wrażenia i chyba nie zostanie zapamiętany.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

WYSPA TAJEMNIC, MARTIN SCORSESE

1670 - SERIAL

TYLKO ONA ZOSTAŁA, RILEY SAGER