WYSPA PAJĘCZYCH LILII, KOTOMI LI
Pacyfik wyrzuca na brzeg małej, porośniętej pajęczymi
liliami wyspy, młodą kobietę. Nikt, nawet ona sama, nie wie skąd przybyła ani
dlaczego. Nie pamięta jak ma na imię. Wyspiarka
Yona, która ją znalazła, zabiera ją do swojego domu i się nią opiekuje. Kiedy dziewczyna
odzyskuje siły, Yona nadaje jej imię Umi i zaczyna wprowadzać w świat wyspy. A
jest to dziwna kraina, na której rządzą kapłanki noro. Kobiety mają swój
odrębny od męskiego język, są jedynymi osobami, które mogą przekazywać historię
wyspy i uczyć inne kobiety. Tylko one mogą opuścić wyspę, grzebać zmarłych i
wychodzić na świętą górę. Mężczyźni są im posłuszni, a dzieci oddaje się do
wspólnych żłobków, skąd każdy może zabrać jakieś, żeby je wychowywać.
Umi powoli uczy się nie tylko dziwnego języka wyspiarzy, ale
też uczestniczy w ich obrzędach i uroczystościach. Pobiera także nauki jako
przyszła noro w sekretnym języku kobiet. Zaczynają się jej jednak przypominać
fragmenty z poprzedniego życia i próbuje je skonfrontować z wiedzą najstarszej
noro… .
Niestety, dla mnie była to już fantastyka, której nie
potrafię unieść. Rozumiem, że jest to wizja pewnej utopii, ale dla mnie to
wizja zbyt naiwna. Utrzymanie w tajemnicy historii wyspy w oparciu o wiarę w
posłuszeństwo ludzi, pomieszanie nowoczesności (mieszkańcy mają samochody) z
prymitywną tradycją (obmywanie kości zmarłych słoną wodą), a do tego język, który
bardziej przeszkadzał w odbiorze dzieła niż stanowił o jego wyjątkowości,
sprawiają, że nie podobała mi się ta opowieść. Ta historia była dla mnie
momentami absurdalna, a niektóre dialogi infantylne. Raczej nie wrócę do tej autorki.
Komentarze